Kiedy wychodziłam z domu powietrze pachniało jakoś tak wyjątkowo i znajomo. Nie wiem co to jest kojarzy mi się z czekaniem na tramwaj jak jeździłam z Piasków Nowych na roraty, albo z Egiptem chwile po zachodzie. Nie wiem co unosiło się w powietrzu, tak czy inaczej mnie napełniło optymizmem. Ze wschodem słońca zaczęłyśmy podróż do Izb.
Na miejscu czekało na nas śniadanko, po którym w zorganizowanym braku pośpiechy ruszyłyśmy w plener. Myślę, że tambylcy mieli z nas ubaw. Stado ludzi rozpierzchło się po wiosce by obfotografować każdy kamień, nie ominąwszy nawet pól ze świeżo rozrzuconym gnojem. :P Serio.
Przez pierwsze pół godziny chyba nawet nie udało nam się przebyć pół kilometra w linii prostej, więc trza było bardziej ukierunkować początkowe ruchy Browna, celem była dolinka z pozostałościami po Łemkach wysiedlonych w trakcie akcji "Wisła".
Tematem pleneru były przestrzenie i tryptyk. Nawet mam materiał na sklejenie tryptyku, tylko czasu brak.
Bobrze dzieło zainspirowało mnie niezwykle. Takie małe niewinne stworzonka, a przemyśle bestie i spustoszenie w drzewostanie potrafią zrobić nie lada. Szacun bobry. :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz