poniedziałek, 27 stycznia 2014

bardzo zmiany.


Z +25°C, balerinek, krótkich rękawków i słonka po południu w -15°C, kozaki, sto warstw, wełniany płaszczyk i trzeszczący śnieg pod nogami późno w nocy. My w globalnej wiosce mieszkający, a i tak bardzo podzieleni i różni. Blisko i daleko za razem.


Ten widok z lotniska będę jeszcze długo pamiętać. Miałam aktywny, acz bardzo niewielki wkład w skubanie tej dziury. Zostawiamy po sobie pamiątki, jak ślady na piasku.

niedziela, 26 stycznia 2014

najtrudniejsze są powroty.


Odchodzenie jest jak umieranie. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że już nigdy nie wrócisz do niektórych rzeczy. Przekraczasz niewidzialną, magiczną barierę. Nie ma krzyków, płaczu, fanfar ani śpiewu aniołów. Jesteś sam ze sobą w czekaniu na nieznane. I mimo że teoretycznie wiem, że jeszcze tyle niesamowitych podróży przede mną, tyle miejsc do zobaczenia, tyle ludzi do poznania to teraz mi bardzo smutno. Będę tęsknić.


Niektórych rzeczy nie da się zatrzymać. Trzeba je przeżyć w 100% wtedy kiedy są, zapamiętać i iść dalej. Jakieś dwie minuty przed zrobieniem zdjęcia powyżej ten kadr wyglądał niesamowicie pięknie, w czasie kiedy poszłam po aparat wszystko zdążyło się zmienić. Tak to właśnie bywa.


I nagle wszystko staje się takie jasne i proste. Przez cały pobyt tutaj nie mogłam się upchnąć w trzy tobołki: dwa plecaki (mały i duży), torebka, a i tak płaszcz jeszcze zupełnie osobno. I znowu stał się cud pakowania, magicznym sposobem jestem teraz spakowana w dwa plecaki i w obu mam jeszcze trochę miejsca.

piątek, 24 stycznia 2014

idź dalej.


W środę rano ostatecznie opuściłam Sfax i zaczęłam powolny powrót do domu. Nie lubię rozstań ani pożegnań, nie lubię tęsknić, ale jest jeszcze tyle niesamowitych ludzi do poznania na tym świecie. Nie ma co stać w miejscu, czy obracać się za siebie, trza iść dalej. Jest początek to i koniec być musi. Ale każdy koniec to dobry moment na nowy początek. :)


Dwa dni spędziłam w Sousse. A teraz jestem w Tunisie, skąd mam lot powrotny do Polski. Nic dwa razy się nie zdarza. W Tunisie byłam już kilka razy i za każdym z nich to miasto wydaj mi się kompletnie inne.


Zostają też rzeczy nie zmienne. Dobra kawa nie jest zła. :)


I pomyśleć, że rzeczy tak zwykłe, gdy ich zabraknie stają się niezwykłe. No ot na przykład cukier... z arabskim napisem, w Tunezji go na pęczki, a w Polsce... o taki będzie trudno. :P

wtorek, 21 stycznia 2014

nie patrzyć, a widzieć.


Zgodnie z planem dzisiaj też byłam w medinie, udało mi się znaleźć kilka drug, którymi można przejść stare miasto na wylot. Pokluczyłam trochę po krętych uliczkach i wbrew ostrzeżeniom się nie zgubiłam. Ale to na prawdę fajna zabawa na orientację w terenie. Może jeszcze jutro rano wygospodaruję trochę czasu, bo jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to po południu powinnam być już w innym mieście. :)


Udało mi się zwiedzić kilka uliczek, w których jeszcze nie byłam i co raz bardziej oswajam się z tym miejscem. Zachwyt zupełnie mi nie przechodzi. :)


Gdy przyjechałam do Tunezji zorientowałam się, że zdążyłam zapomnieć o kilku rzeczach, które były utrudnieniem lub które mnie drażniły. Więc potem je sobie zhiperbolizowałam na wszelki wypadek. :P Teraz udało mi się osiągnąć balans... mam nadzieję. Rzeczywiście po miesiącu niektóre tutejsze zwyczaje dają w kość, ale tym razem mam całkiem nowiutki zapas cierpliwości, więc na ten czas powinno wystarczyć. :)


W każdym europejskim kraju jakim byłam rozglądam się na ulicy bez oporu, patrze ludziom w oczy i to raczej inni spuszczają wzrok niż ja. Tunezja dała mi szkołę skromnego wzroku. Tutaj rzadko się zdarzy, że ktoś odwróci oczy, za to jest statystycznie duża szansa, że podejdzie i zaczepi. Więc często chodzę tu z zafiksowanym w pewnej odległości spojrzeniem i próbuję patrzyć bardziej tym nie ostrym polem widzenia, żeby przypadkiem nie nawiązać kontaktu wzrokowego.


Czasem mi się marzy taka własna burka, albo od razu duży namiot... peleryna niewidka? Bardzo lubię chodzić tu po ulicach, wszystko jest takie nowe i fascynujące, a z drugiej strony wiem, że moja cierpliwość jest limitowana i po pewnym czasie mam już serdecznie dość tych spojrzeń. Zwłaszcza że to jest też coś czego się nie uświadczy w europie, czasem (niestety bardzo często) faceci tutejsi patrzą tymi swoimi oczami jakby gwałcili wzrokiem. Trudno na mnie zrobić wrażenie, ale zapewniam, że to jest obrzydliwe uczucie.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

w poprzek mediny.


Obudziłam się dzisiaj wcześniej niż zwykle. Byłam umówiona z kolejnym znajomym. Ja wybrałam miejsce spotkania, ale że kiepsko orientuję się w nazwach wysłałam mu zdjęcie, żeby mieć pewność że opis jest wystarczająco dokładny. No więc jednak nie był. Okazało się że czekał na mnie dokładnie po drugiej stronie mediny. I żeby mnie znaleźć musiał okrążyć całe stare miasto. Zajęło mu to całkiem sporo, bo szedł na około murów, znaczy się od zewnątrz.


Dla żartu zapytał mnie czy wiem jak przejść przez środek, więc zdziwił się wielce gdy moja odpowiedź była twierdząca. Była to nie lada przyjemność prowadzić mieszkańca tego miasta po jego własnym starym mieście. :D W Sfaxie przeciętni mieszkańcy nie wchodzą tu zbyt często i nie wiedzą zupełnie jak tam się odnaleźć.


Jestem absolutnym fanem tego miejsca, które nadal stara się i przygotowuje do wpisania na listę UNESCO. Za każdym razem jak tam wchodzę, a byłam tam już nie raz, czuję się jak w filmie typu Indiana Jones i bardzo lubię to uczucie. Puki jestem w Sfaxie wzięłam sobie za małe wyzwanie nauczyć się poruszać tam ciut lepiej niż wiedzieć jak przejście na przestrzał.


Koty śmieciojady. Kiedy pierwszy raz ktoś ze znajomych powiedział mi, że większość mieszkańców Tunezji nie lubi kotów pomyślałam: cóż za dziwni ludzie. Ale po pewnym czasie odkryłam, że gdybym urodziła się i mieszkała tylko w tym mieście mogłabym dołączyć do tej niechlubnej większości. Mają tu wyjątkowo paskudne koty, których osobiście trochę się boję. Nie upolowałam tu aparatem żadnego reprezentatywnego, musicie mi uwierzyć na słowo, bo ten wygląda całkiem w porządku, tak czy inaczej patrzył na mnie tymi swoimi ślepiami jakby chciał odgryźć mi nogę. Serio. :P


Dzisiaj była przepiękna pogoda, nie mam pojęcia ile stopni, ale jak dla mnie to był taki ciepły wiosenny dzień na polskie warunki pogodowe, bardzo miło mieć taką zimę. Acz dzieciństwo bez śniegu... nie nie zdecydowanie wolę polską pogodę. :)


niedziela, 19 stycznia 2014

tunezja powrót do.



Dla mnie w podróżowaniu poza zabytkami, przepięknymi wytworami natury liczą się ludzie. Z jednej strony to poszczególne osoby spotykanie gdzieś po drodze, czasem bardzo wyjątkowe, ale to także kultura, religia, polika i to wszystko co sprawia, że jesteśmy jako ludzie tacy sami i tak różni.


Przez polityczne zawirowania w Tunezji do końca mój wyjazd wisiał na włosku. Długo by opowiadać co się dzieje, pierwszy raz od przyjazdu mam internet, ale może jeszcze kiedyś wrócę do tego tematu. W każdym razie w ostatnim momencie okazało się do którego miasta jadę i gdzie będę mieszkać.


Pierwsze dwie noce spędziłam w mieszkaniu znajomego, znajomego, który akurat wyjechał do innego miasta. Więc mogłam zobaczyć jak wygląda przeciętne tutejsze lokum studenckie. Z bardziej zaskakujących rzeczy odkryłam, że pojęcie izolacja termiczna jest im obce. Więc temperatura w środku i na zewnątrz jest taka sama... wieczorem nawet jest zimniej w środku!


Miałam jedyną w swoim rodzaju przyjemność zostać sama z kuchenką i zakupami, nic w tym niezwykłego poza tym że to w Tunezji. Poszłam więc samodzielnie i kupiłam w carrefourze sporo jadalnych rzeczy, które generalnie mogę podzielić na dwie kategorie. To co wydawało mi się że wiem co kupuje i to co byłam świadoma że nie mam pojęcia co to jest. :P Potem z dużą ciekawością sprawdzałam co udało mi się kupić.


Wczoraj ze trzy godziny spędziłam w kuchni. Mi do szczęścia wiele nie trzeba. Zadanie było o tyle utrudnione, że to męskie mieszkanie, więc za wiele sprzętów w kuchni nie było. Dało się znaleźć trochę zaskakujących rzeczy, trzy garnki, dwie patelnie, części od miksera, ale talerzy brak, żadnej logiki. :P Na zdjęciu powyżej moje standardowe polskie śniadanie - jajko sadzone na szynce.


A to chyba największy miks kulturowy w kuchni. I mój przyszły obiad, jeśli jeszcze kiedyś uda mi się dorwać do kawałka kuchni. Bo dziś śpię w hotelu.


Cały tłum ludzi martwił się o mnie. Bardzo mi miło. Nie wiem jak będzie z internetem, bo nadal nie mam pojęcia jak ułożą się moje dalsze plany. Tak czy inaczej wszystko u mnie w porządku i mam się dobrze. :)

piątek, 17 stycznia 2014

terminalu b.


Nie wiem jak mój komputer to robi, ale wszystkie aktualizacje zostawia sobie na wyjazd. Wystarczy, że znajomej sieci internetowej nie może namierzyć, a już zaczynają się problemy. Dziś wystosował do mnie takie okienko, że już myślałam że mogę się pożegnać z komputerem do końca wyjazdu. Na szczęście bestia dała się koniec końców obłaskawić. Tak czy inaczej, nie wiem jak będzie przez najbliższe 10 dni z internetem.


Moje ulubione podróże zaczynały się tu na terminalu B lotniska we Frankfurcie, mam nadzieję,
że i tym razem będzie wspaniale. Acz na chwilę obecną to tylko czuje, że jestem niezwykle
niewyspana... brat wielkie dzięki. :P


Zaraz po zamieszczeniu tego wpisu zdarzył się z mojej winy drobny wypadek, który opóźnił całą moją podróż... ale wolę o tym nie pamiętać, bo do tej pory co sobie o tym przypomnę to fizycznie mnie boli moja głupota.


poniedziałek, 13 stycznia 2014

na życzenie.


Ostatnio marudziłam, że nie ma śniegu. W Krakowie nadal nie ma, ale Izby i okolice mają swój własny mikroklimat. Z soboty na niedziele gadaliśmy do późna i kiedy wreszcie dotarliśmy do łóżek mieliśmy okazję obserwować styczniową burzę błyskawiczną, konkretnie jedno błyskową. Gdy rano się obudziliśmy pasał już śnieg. :)


Moi dziadkowie w niedzielę obchodzili 50 rocznicę ślubu, więc mimo tego że warsztaty fotograficzne trwały w najlepsze postanowiłam wracać trochę przed czasem.


Tak więc poranek upłynął na pośpiesznym śniadaniu i ekspresowym zachwycie śniegiem. Zaraz po tym wsiadłyśmy w samochód i Małgosia odwiozła mnie do Krynicy. Droga z Izb była miejscami dość wyczynowa, ale za to widoki pierwsza klasa. Najładniejszej części niestety nie uwieczniłam, bo pośpiech i bo bus. Kawałek od Krynicy śnieg zakończył gościnne występy w magiczny sposób zniknął.


A potem już jakoś poszło. Krynica - Sącz, Sącz - Kraków. Szybkie przepoczwarzenie się z ubłoconych spodni i górskich butów w sukienkę i buty na obcasie i w niecałe piętnaście minut znów wyskoczyłam z domu. Trochę nadal odczuwam niedosyt podróży, ale w piątek znowu wyjeżdżam. :D

niedziela, 12 stycznia 2014

przestrzenie.


 Kiedy wychodziłam z domu powietrze pachniało jakoś tak wyjątkowo i znajomo. Nie wiem co to jest kojarzy mi się z czekaniem na tramwaj jak jeździłam z Piasków Nowych na roraty, albo z Egiptem chwile po zachodzie. Nie wiem co unosiło się w powietrzu, tak czy inaczej mnie napełniło optymizmem. Ze wschodem słońca zaczęłyśmy podróż do Izb.


Na miejscu czekało na nas śniadanko, po którym w zorganizowanym braku pośpiechy ruszyłyśmy w plener. Myślę, że tambylcy mieli z nas ubaw. Stado ludzi rozpierzchło się po wiosce by obfotografować każdy kamień, nie ominąwszy nawet pól ze świeżo rozrzuconym gnojem. :P  Serio.


Przez pierwsze pół godziny chyba nawet nie udało nam się przebyć pół kilometra w linii prostej, więc trza było bardziej ukierunkować początkowe ruchy Browna, celem była dolinka z pozostałościami po Łemkach wysiedlonych w trakcie akcji "Wisła".


Tematem pleneru były przestrzenie i tryptyk. Nawet mam materiał na sklejenie tryptyku, tylko czasu brak.


Bobrze dzieło zainspirowało mnie niezwykle. Takie małe niewinne stworzonka, a przemyśle bestie i spustoszenie w drzewostanie potrafią zrobić nie lada. Szacun bobry. :P





czwartek, 9 stycznia 2014

blisko i daleko.

Trudno powiedzieć, że Berlin jest jakoś wybitnie daleko od Krakowa, ale tym razem ta odległość znaczyła dla mnie znacznie więcej. Nie jest to moje ulubione miasto, choć brzydkie nie jest to sama bym go sobie nie wybrała na sylwestra.


Już wróciłam z Berlina i w sumie do następnej podróży mi już bliżej. Tak czy inaczej w tym całym wędrowaniu najważniejsi są inni ludzie. Kto jest przyjacielem nie wyznacza odległość, ani kiedy się ostatnio widziało, tym bardziej nie jaki szybko odpowiada się na wiadomości.


Małe przyjemności - bardzo lubię jeździć pociągiem. Starym dobrym mpk'iem było by taniej, chyba szybciej i na pewno bliżej.  I tak poniedziałek rozpoczęty spacerem po berlińskim parku zakończyłam fakultatywną wycieczką pociągiem. :)