niedziela, 16 marca 2014

wieliczka.


Cóż. Kopalnia soli w Wieliczce jest wpisana na listę UNESCO, ale nie jest to jedyny powód dla którego to miejsce minie dziś rozczarowało. Ono na prawdę ma potencjał i mam nieodparte wrażenie, że go nie wykorzystuje. Tak czy inaczej warto zwiedzić.


Podziemia miejscami wyglądają bardzo magicznie. Mają swój urok. Ciekawie jest też obserwować jak czas i wilgotność czynią nieodwracalne zmiany. Kaplica św. Antoniego z 1698 roku wydała mi się na prawdę interesująca. Z większości figur został tylko nieostry kształt.


A klimat tam panujący nasuwał mi skojarzenie kopalni krasnoludów z władcy pierścieni. Nie było tam finezji, ale był jedyny w swoim rodzaju majestat... nie bardzo dumny, ale w pewien sposób potężny.


Nie będę objaśniać legendy o świętej Kindze. Obstawiam, że wszyscy znają. A jakoś akurat ta święta nie bardzo przypadła mi do gustu. Może powinnam poczytać o niej więcej, ale obecnie mam na nią duże NIE.


Nadal wydaje mi się zastanawiające jak konie funkcjonowały tyle metrów pod ziemią. Ostatni z nich wyjechał na powierzchnię 12 lat temu, zaskakująco niedawno.


Dawny sposób przemieszczania wody salonowej po kopalni, która jest na bieżąco zalewana. Najniższy dziewiąty pozom znajduje się całkowicie pod wodą.


Ten tam gość, to duch kopalni. :)

sobota, 15 marca 2014

ulepimy dziś bałwana.


Wyprawa by zobaczyć śnieg i ulepić bałwana pierwszy raz w życiu. Bardzo ciekawe uczucie towarzyszyć komuś w najpierwszym spotkaniu ze śniegiem. Dużo radości. :)


Dla mnie to była lekcja o rzeczach, które nie są oczywiste. Typu: lód jest śliski i go nie widać. Wzięłam oddech żeby wygłosić tą oczywistą oczywistość, ale Larissa była szybsza i już szybowała na swoje pierwsze spotkanie z przyziemnością lodu.


Mam jakąś małą klątwę związaną ze schroniskiem  na hali gąsienicowej. Tym razem też praktycznie nic nie spałam... nie spałyśmy przed wycieczką. Więc Larissa spała jakieś dwie godziny w murowańcu na ławce. Mimo ambitnych planów ostatecznie też uległam magii snu na 20 minut.


W nagrodę wybrałyśmy się trochę dalej. Po całym tym spacerowaniu mam ochotę na więcej. Na liście rzeczy, na które zbieram do skarpety znalazły się raki... świetnie komponują się obok sukienki i lokówki. :P


Zdjęcie poniżej na Czarnym Stawie Gąsienicowym, obecnie zamarzniętym. Nasz najwyższy punkt wczorajszej wyprawy. :)


Nie wiem jaka jest definicja przyjaźni. Ale na pewni nie liczy się to gdzie się urodziło, ani gdzie się mieszka, dystans, ile czasu spędziło się razem, ani czy jest szansa, że jeszcze kiedyś w życiu się spotka.