niedziela, 26 stycznia 2014

najtrudniejsze są powroty.


Odchodzenie jest jak umieranie. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że już nigdy nie wrócisz do niektórych rzeczy. Przekraczasz niewidzialną, magiczną barierę. Nie ma krzyków, płaczu, fanfar ani śpiewu aniołów. Jesteś sam ze sobą w czekaniu na nieznane. I mimo że teoretycznie wiem, że jeszcze tyle niesamowitych podróży przede mną, tyle miejsc do zobaczenia, tyle ludzi do poznania to teraz mi bardzo smutno. Będę tęsknić.


Niektórych rzeczy nie da się zatrzymać. Trzeba je przeżyć w 100% wtedy kiedy są, zapamiętać i iść dalej. Jakieś dwie minuty przed zrobieniem zdjęcia powyżej ten kadr wyglądał niesamowicie pięknie, w czasie kiedy poszłam po aparat wszystko zdążyło się zmienić. Tak to właśnie bywa.


I nagle wszystko staje się takie jasne i proste. Przez cały pobyt tutaj nie mogłam się upchnąć w trzy tobołki: dwa plecaki (mały i duży), torebka, a i tak płaszcz jeszcze zupełnie osobno. I znowu stał się cud pakowania, magicznym sposobem jestem teraz spakowana w dwa plecaki i w obu mam jeszcze trochę miejsca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz