poniedziałek, 13 stycznia 2014

na życzenie.


Ostatnio marudziłam, że nie ma śniegu. W Krakowie nadal nie ma, ale Izby i okolice mają swój własny mikroklimat. Z soboty na niedziele gadaliśmy do późna i kiedy wreszcie dotarliśmy do łóżek mieliśmy okazję obserwować styczniową burzę błyskawiczną, konkretnie jedno błyskową. Gdy rano się obudziliśmy pasał już śnieg. :)


Moi dziadkowie w niedzielę obchodzili 50 rocznicę ślubu, więc mimo tego że warsztaty fotograficzne trwały w najlepsze postanowiłam wracać trochę przed czasem.


Tak więc poranek upłynął na pośpiesznym śniadaniu i ekspresowym zachwycie śniegiem. Zaraz po tym wsiadłyśmy w samochód i Małgosia odwiozła mnie do Krynicy. Droga z Izb była miejscami dość wyczynowa, ale za to widoki pierwsza klasa. Najładniejszej części niestety nie uwieczniłam, bo pośpiech i bo bus. Kawałek od Krynicy śnieg zakończył gościnne występy w magiczny sposób zniknął.


A potem już jakoś poszło. Krynica - Sącz, Sącz - Kraków. Szybkie przepoczwarzenie się z ubłoconych spodni i górskich butów w sukienkę i buty na obcasie i w niecałe piętnaście minut znów wyskoczyłam z domu. Trochę nadal odczuwam niedosyt podróży, ale w piątek znowu wyjeżdżam. :D

2 komentarze:

  1. I schodziłem na ziemię za kwestą. Przez skrzydlącą się bramę Lackowej.
    Beskidy. Izby. Bieliczna. Lackowa. To tereny gdzie część mojego serca pozostała na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. dla mnie znowu bardzo wyjątkowa jest wysowa. :)

    OdpowiedzUsuń