środa, 29 sierpnia 2012

frydman. stop.

Koszt wyprawy: 3,6 zł + prowiant.

Nowy Targ. Widok na Tatry. Rzeka - Biały Dunajec.

Cel, zawsze trzeba mieć cel. Pierwotny plan na wyprawę był taki: poczytać książki gdzieś w fajnym miejscu nie w Krakowie i nie Tatry. Już od kilku dni przymierzałyśmy się go tego stopa. Grunt to spontaniczność. Budząc się w jednym pokoju o szóstej rano razem z pierwszym budzikiem padło pytanie 'To co jedziemy gdzieś dzisiaj?'. Zaspana odpowiedź 'No jaha.' nie odrywając głowy od poduszki. 'Jedziemy, w drogę.' i obydwie zanurkowałyśmy w kołdrę na następne pół godziny.



Jadąc tramwajem w kierunku Górki Borkowskiej w zorganizowanym pośpiechu ustalałyśmy punkt docelowy. Po kolei padały propozycje 'To może tutaj.' Z drugiego siedzenia sprzeciw. 'Nie, nie tu byłam za wiele razy' I palec wylądował 15 km w prawo. 'A tu?' Z niejakim rozbawieniem. 'Coś ty się tak uparła na tą Ochotnicę?' Palec 35 kilometrów na skos do góry. 'No dobra, a tu?' 'Halo tu ziemia. Ta trasa ma bagatelka 8,5 godziny w jedną stronę. Co z naszym leżeniem go góry brzuchem i czytaniem ja się pytam?!'.



I tak ku ogólnemu rozbawieniu własnemu i mocno duszonym uśmiechom ludzi siedzących naprzeciwko padło 'No to tu.' Owe tu miało 4 kilometry długości i z półtora szerokości. Wysiadłyśmy z ostatniego stopa i po zrobieniu sporszego kółka Kinga oświadczyła 'Jesteśmy gdzieś bardzo daleko od miejsca gdzie chciałyśmy wysiąść'. Z szyderczym uśmiechem odpowiedziałam 'Nieco się zgubiłyśmy i nadal nie umiemy się zlokalizować na mapie. To rzeczywiście daleko.' Jak się w końcu okazało byłyśmy dokładnie tam gdzie chciałyśmy. :)



W przerwie między jednym rozdziałem fascynującej książki przygodowej... albo jak w moim przypadku między jedną tabelką, a drugą zrobiłyśmy sobie przerwę na pluskanie się w Białce. Większość czasu wypełnił ten rodzaj sielanki, w którym za bardzo nie ma o czym opowiadać. Dobrze było i tyle.

Rzeka Białka.

Inwestując w bilet godzinny, tam i jednorazowy, z powrotem. Udało nam się z Kingą odwiedzić Frydman, czyli ponad 100 km w każdą stronę. Ale nie jest to jedyny powód, dla którego lubię jeździć okazją. Wstęp, że to niebezpieczne wybaczcie, ale pominę. ;) Wsiadając do cudzego auta gra się na jego zasadach, można poznać rodzaj ludzki w jego naturalnym środowisku. Wczoraj jechałyśmy pełnym przekrojem samochodów. Od wielkiej zielonej ciężarówki, przez czerwony stary rozdrypek o charakterystycznym zapachu, po auto na tyle snobistyczne, że nadal nie znam nazwy tej marki. :P



Cóż nie jestem fanką motoryzacji, mam do tego w miarę praktyczne podejście. Natomiast co mnie szczerze fascynuje to ci wszyscy ludzie, których mam okazję spotkać. Też pełen przekrój społeczeństwa. My ich nie wybieramy, oni wybierają nas. Możemy jedynie odmówić.



Anegdotka: Kiedyś z inną koleżanką wracałyśmy z Zakopanego do Krakowa. Gdzieś na wysokości Nowego Targu zatrzymał się gość, który wzbudził naszą intensywną nieufność, więc z miną debila odpowiedziałyśmy, że my chcemy do Zakopanego, na co on, że to w drugą stronę. Jak by nie patrzeć Julka jest blondynką, dlatego pewnie pan się nie zdziwił. :P Tak grzecznie się z nim pożegnałyśmy, a potem przez najbliższe piętnaście minut miałyśmy z siebie maga ubaw. 'Na Zakopane?'

Innym razem jak nas zabrała pani, młoda mama z dzieckiem nie starszym niż trzy lata, to do teraz pękamy dumą, że wydałyśmy się na tyle sympatyczne, żeby nam zaufać.

Mięta. Jak sobie naciągnę Kingę to może mi kiedyś oznaczy co za jedna, bo chwilowo wiem tylko co za jedna nie. :)

Na zakończenie, już w Krakowie udało nam się zdobyć wisienkę na tort naszej wycieczki. Miałyśmy wracać tramwajem numer 22 do domu. Kinga jednak bardzo się niecierpliwiła, żeby wiedzieć gdzie dokładnie ten tramwaj jedzie. Mi tam było to rybka. Wiedziałam, że na pewno zawiezie nas do Starowiślnej i raczej aż do Ronda Grzegórzeckiego, a jak nie no to rany, się przesiądziemy. Ot co. Jednak ciekawość musiała zostać zaspokojona. Co tam mądre przysłowia mówiły o ciekawości... No więc jak tylko Kinia wysiadła z tramwaju zamknęły się wszystkie drzwi, dzwonek i dwa wagony uszczuplone o wścibskość potoczyły się w kierunku centrum. Lekko zataczając się ze śmiechu wysiadłam na następnym przystanku. A do domu wróciłyśmy 19'stką. :)

2 komentarze:

  1. Zazdroszczę super wycieczki! Ja mam dni zajęte walką z lenistwem i codziennymi zabiegami, a marzy mi się taki wypad, więc aż się ciepło zrobiło na widok ślicznych zdjęć!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. się nam wycieczka na prawdę udała. przez ostatnie dwa tygodnie stosuje na sobie różne metody zachęcania, nakłaniania, zmuszania i obezwładniania się do nauki. nie jest łatwo, bo przeciwnik godny. ;)

    OdpowiedzUsuń