czwartek, 19 lipca 2012

rede wypoczyn.


Chciałam wprowadzić pewien brak kolejności i napisać o tym co robiłam we wtorek, ale że zaginęła mi dość kluczowa część sprzętu do zgrywania zdjęć to chronologia zostanie zachowana. :P



W niedzielę Giulia zabrała mnie do swojego domu poza miastem. Biała, prześliczna budowla na skraju zatoki z takim widokiem co słowa zabiera. Spędziłam tam niemal cały dzień i napatrzyć się nie mogłam. Na całym świecie ludzie wracają do natury by odpocząć i choćby przez chwilę zapomnieć o huku miasta.



Kolejne spotkanie z mangue. Już zostałam oświecona, że to po polsku lasy mangrowe. I cokolwiek o nich można przeczytać w internecie ja tam jestem pod wrażeniem. Błotniste są, prawda. Że wody tam dostatek to i komar jakiś się znajdzie, ale kilka które widziałam mogą się schować w porównaniu do polskich jezior, te to wiedzą jak wyhodować komara. :P A poza tym ten ekosystem po prostu mnie zachwyca. Doznania wizualne na piątkę z plusem. Oprócz tego w tych lasach znajduje schronienie mnóstwo małych zwierząt i ptactwa oraz innych form życia. Niektóre gatunki przybywają tu tylko na gody inne spędzają całe życie.



Kiedy przyjechałyśmy na miejsce był odpływ. Po piasku/błocie wybrałyśmy się w kierunku oceanu. W różnych miejscach głębokość zapadania się w mule była bardzo rozmaita. Czasem można było przejść czystą stopą, a kawałek dalej zaczynało się zapadać. Tak że większą część drogi przeszłyśmy brodząc po połowę łydki.



Koniec końców nie udało nam się dotrzeć do oceanu. Kilka metrów przed celem było na tyle grząsko, że zdecydowałam się nie brnąć dalej żeby nie utknąć tam na dobre. Właśnie zaczął się przypływ i tam gdzie chwilę wcześniej ktoś chodził my nie dałyśmy rady. Jeśli nie możesz dojść do oceanu, to ocean przyjdzie do ciebie. Tylko poczekaj. ;)



Po tak spędzonej niedzieli mam silne postanowienie zakupienia hamaku po portugalsku rede [hedżi]. Od dawna miałam ochotę na wygodny fotel do mojego mieszkanka. Hamak ma wszystkie te same funkcje plus możliwość wygodnego spania w pozycji wyprostowanej oraz każdej innej. Poza tym te tutejsze są całkiem ładne. Lubię tylko takie pamiątki, które mają praktyczne zastosowanie. Tak więc jednogłośnie hamak wygrywa. :)



Podróż zarówno tam jak i z powrotem dostarczyłam mi sporo atrakcji. To co dla tubylców jest nudną codziennością i upierdliwym brakiem porządnej drogi, dla mnie jest całym mnóstwem radości i niezapomnianych widoków, które chłonę niczym mała czarna dziura. Nic nie pozostanie mi obojętne. :)

2 komentarze:

  1. mój ulubiony fragment:
    "Jeśli nie możesz dojść do oceanu, to ocean przyjdzie do ciebie. Tylko poczekaj. ;)"

    Lubię niekłamany zachwyt u ludzi. A zachwyt najbarowski jest wyjątkowy. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. obecnie trwam w stanie permanentnego zachwytu. :D

    OdpowiedzUsuń