poniedziałek, 17 września 2012

dzień święty święcić.



To że jestem wierząca i praktykująca w podróży bywa uciążliwe, bo naleźć kościół na końcu świata nie zawsze jest łatwo. A z drugiej strony patrząc przez pryzmat czysto poznawania innych kultur ma to swoje plusy. Czym więcej się wie na temat zwyczajów i zasad obowiązujących w kościele w swoim rodzinnym kraju tym łatwiej zobaczyć wpływ kultury i wrażliwości na niby tą samą mszę.

Kościół w Puebli, Meksyk.

O tym jak bardzo zaskoczyły mnie kościoły w obu amerykach opowiem następnym razem, gdy będę poruszać wątek religijny, bo nie mam ze sobą wszystkich zdjęć, a niektóre rzeczy po prostu trudno opisać słowami. Mogę tylko wspomnieć, że gdy byłam pierwszy raz w na mszy w Brazylii kilkukrotnie dopytywałam się czy aby na pewno dobrze trafiłam. Co lepsze, w ostatnim tygodniu poszłyśmy do innej parafii i znów nie byłam pewna czy to msza jest katolicka.

Alcântara, Brazylia. O tym miasteczku mogłabym opowiadać dłuuuugo. Spędzony tam dzień to jeden z najlepszych tych wakacji. Jeśli tylko zabiorę się za wspomnienia z Brazylii, to to jest pierwsze w kolejce.

Opowieść na temat co to znaczy 'kościół niby katolicki' w wydaniu meksykańskim opowiem kiedyś indziej, bo to jedna z tych rzeczy, które trudno uwierzyć, że się widziało na prawdę. Tam niestety robić zdjęć nie można było, ale zaręczam, że nie jest to jedyny powód, dla którego kusiło mnie żeby zrobić pożytek z aparatu.

Pałac królewski w Oslo.

Wczoraj nie mogłam znaleźć mszy rzymskokatolickiej, nie bardzo to zaskakujące, ilość wiernych kościoła łacińskiego nie przekracza w Norwegii 1%, co oznacza, że więcej tu muzułmanów. Znaczną większość stanowią luteranie, jest to państwowy kościół, a jego głową jest król. Nawet jeśli udałoby mi się wytropić odpowiedni kościół to z kazania bym nie skorzystała. :P Aczkolwiek norweski okazał się nie aż tak kosmicznym językiem jak byłam przekonana do tej pory i jako język północnogermański jest do niemieckiego podobny. Mimo tego, że jak słyszałam go wiele razy na uczelni, wydawał mi się z innej planety.

Trafiłam na nabożeństwo luterańskie. Bardzo ciekawa sprawa. Śliczny, duży budynek, garstka wiernych i niesamowity chór. Ponad dwadzieścia dziewczyn ubranych w czarne, długie sukienki śpiewały w czterogłosie pieśni po łacinie stojąc przed ołtarzem, tyłem do niego, a przodem do ludu. Trochę to wszystko przypominało koncert. Nie tylko dlatego, że pieśni były trudne technicznie, świetnie wykonane i nikt z pozostałych wiernych ich nie śpiewał, ale że pomiędzy poszczególnymi częściami mówionymi przez panią pastor lub zgromadzonych tam ludzi były czasem i dwie całkiem długie pieśni. Dwa razy się zdarzyło, że słuchacze zaczęli im bić brawo, co już zupełnie wgniotło mnie w fotel. Na koniec pomyślałam, że w takim układzie nawet jeśli bym była niewierząca na takie nabożeństwo bym się od czasu do czasu wybrała żeby poobcować ze sztuką. :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz