niedziela, 11 sierpnia 2013

obrzezanie.


Starałam się chociaż ciut przygotować intelektualnie przed wyjazdem. Trochę cierpiałam na barak czasu, ale chciałam przynajmniej ogarnąć jakąś podstawową wiedzę na temat kultury i religii. Cóż mimo wysiłków i tak nie raz poczułam się jak kompletny ignorant.

Nie wiem dlaczego, ale obrzezanie kojarzyłam tylko z judaizmem i pomniejszymi religiami plemion typu Masajowie. No więc pierwszy dzień w szpitalu uświadomił mi moje braki, byłam na oddziale chirurgii dziecięcej. Tak więc okazało się że co drugi zabieg to obrzezanie. Po jakimś tygodniu, kiedy już widziałam co jest w planie to uznawałam, że czas na przerwę i przewietrzenie się, bo ileż można.


Z czasem zaintrygował mnie inny, bardziej socjopsychologiczny fakt. Gdy myślę sobie operacja, wycięcie czegoś, to mam skojarzenia w stylu ból, cierpienie, czy współczucie. Jak wiadomo nie jeden jest punkt widzenia. Tak czy inaczej czasem to szokuje.

Któregoś dnia przychodzę na salę operacyjną, a tam mniej więcej sterylnie ubrana elegancka mama/babcia w towarzystwie ordynatora. Z zaciekawieniem zaczęłam obserwować dalszy bieg wydarzeń. Pani trzymała pod pachą tablet. Kiedy zabieg się rozpoczął, zaczęła nagrywać filmiki. Ten przejaw dumy z przywiązania do religijnych nakazów wydał mi się dość zaskakujący, ale szybko skojarzyłam, że już nie raz widziałam jak jakaś pielęgniarka nagrywała krótki film z obrzezania. Cóż co kraj to obyczaj.


Ale rzecz, która najbardziej utkwiła mi w pamięci czekała na mnie na końcu, niczym wisienka na torcie różnic kulturowych. Mimo tego, że młody człowiek dostał znieczulenie kiedy zaczął się wybudzać to nie trudno było się zorientować, że sytuacja w jakiej się znalazł nie należała do najbardziej komfortowych. Więc gdy kilkulatek zaczął płakać i wyciągać ręce do mamy/babci było to dla mnie najbardziej zrozumiałe zachowanie. Ku mojemu zdziwieniu pani nawet nie drgnęła, trzymała nadal swój iPad i chłopiec nie został nawet dotknięty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz