Do stolycy tam i z powrotem w mniej niż dzień, tylko na koncert i dwa kółka wokół dworca centralnego. Podróż obfitowała w niespodzianki i w sumie w ogólnym rozrachunku bardzo pozytywne. :) Już w pociągu spotkałyśmy znajomych, którzy reprezentowali bałkańską mieszankę narodowościową.
Dowód, że jednak odwiedziłyśmy z Kingą stolicę. :) |
Koncert zdecydowanie przerósł moje oczekiwania. Ale wisienką na torcie było to co się działo po. Przy bałkańskich przebojach puszczanej przez Warsaw Balkan Madness dobrze się bawili ludzie w garniturze i pod krawatem, w rozciągniętym swetrze i dziurawych spodniach, czy ubrani na bardzo czarno i bardzo mrocznie. Aż miło było popatrzyć na parę (strzelam) sześćdziesięciolatków zasuwających z wyraźnym zadowoleniem przez sam środek sali. Na chwilę też parkietem zawładnęły trzy bardzo radosne starsze panie. Chwilę później w tym samym miejscu tańczyły nastolatki.
Jeden z gitarzystów zespołu Bajaga i Instruktori. |
Dla części z tych ludzi to był przypływ ojczyzny na chwilę gdzieś z daleka w Polsce i na chwilę poczuli się znowu tak jak tam u siebie. Po koncercie rozmawiałyśmy z jednym Serbem, który mimo woli poczuł jak bardzo tęskni za swoim krajem. Czy trzeba wyjechać tak daleko i na tak długo żeby poczuć się patriotą?
Powrót nie obył się bez niespodzianek. Na dworcu spotkaliśmy jakiegoś wyjątkowo pijanego gościa, który odprawił całe przedstawienie na peronie obok po czym się okazało, że w sumie to też jedzie do Krakowa. Pociąg którym jechałyśmy był wyjątkowo niepospieszny i według planu jechał około pięciu godzin, więc sen był nieunikniony. Kiedy obudziłyśmy się? W już na stacji na której miałyśmy w planie wysiadać Kinga ocknęła się, bo ludzie zaczęli hałasować wysiadając. Więc całe pakowanie się i ubieranie zrobiłyśmy sprintem i nawet nie w tak ostatnim momencie udało nam się w zorganizowanym chaosie wyskoczyć z wagonu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz