Wyprawa by zobaczyć śnieg i ulepić bałwana pierwszy raz w życiu. Bardzo ciekawe uczucie towarzyszyć komuś w najpierwszym spotkaniu ze śniegiem. Dużo radości. :)
Dla mnie to była lekcja o rzeczach, które nie są oczywiste. Typu: lód jest śliski i go nie widać. Wzięłam oddech żeby wygłosić tą oczywistą oczywistość, ale Larissa była szybsza i już szybowała na swoje pierwsze spotkanie z przyziemnością lodu.
Mam jakąś małą klątwę związaną ze schroniskiem na hali gąsienicowej. Tym razem też praktycznie nic nie spałam... nie spałyśmy przed wycieczką. Więc Larissa spała jakieś dwie godziny w murowańcu na ławce. Mimo ambitnych planów ostatecznie też uległam magii snu na 20 minut.
W nagrodę wybrałyśmy się trochę dalej. Po całym tym spacerowaniu mam ochotę na więcej. Na liście rzeczy, na które zbieram do skarpety znalazły się raki... świetnie komponują się obok sukienki i lokówki. :P
Zdjęcie poniżej na Czarnym Stawie Gąsienicowym, obecnie zamarzniętym. Nasz najwyższy punkt wczorajszej wyprawy. :)
Nie wiem jaka jest definicja przyjaźni. Ale na pewni nie liczy się to gdzie się urodziło, ani gdzie się mieszka, dystans, ile czasu spędziło się razem, ani czy jest szansa, że jeszcze kiedyś w życiu się spotka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz