sobota, 29 czerwca 2013

kierunek tunezja.


Wczoraj ostatni egzamin, potem sprint przedwyjazdowy. Dopiero gdy siadłam w hali odlotów w Balicach dotarło do mnie: wakacje, proszę państwa mamy wakacje! :D Najbliższy ponad miesiąc spędzę w Tunezji.

Przede mną w samolocie siedział bąbel, miał ze trzy lata i cudne blond loki. Szybko okazało się, że jest francuskojęzyczny to też śpiewał mi piosenki w tymże języku między siedzeniami. Chyba już wszyscy wiedzą, że mnie obowiązuje taryfa wakacyjna, są mili i uśmiechnięci. W tym pan celnik z wyglądu i narodowości Niemiec, przemówił do mnie po polsku. "dzień dobry", "dziękuję".


Na lotnisku we Frankfurcie znalazłam już swoje wejście. Siedzę sobie przy stoliku z widokiem na samolot do Rio de Janeiro. W zeszłym roku z tego samego terminala leciałam do São Paulo, dobre wspomnienia.

brasil. <3

Nie przepadałam za samolotami, a konkretniej za lataniem, biorąc problem pod lupę za zmianami ciśnienia atakującymi moje uszy. Teraz jednak wydaje mi się, że cała ta procedura przemieszczania ma swój urok i kilka zalet, których do tej pory nie uwzględniałam. Gdyby mnie teleportować z Krakowa do Sfax, czy nawet do Tunisu to nadal miałabym wrażenie, że jest sesja. Małymi kroczkami odkrywam, że w tym miesiącu jestem wolna od nauki, mam do nie prawo, ale nie obowiązek. Piękna sprawa. :)

żeby tradycji stało się za dość. ;)

2 komentarze:

  1. wakacje-wakacje, czy wakacje-praktyka? :)
    dzięki za wzmiankę o uszach - przypomniałaś mi o lekach...

    OdpowiedzUsuń
  2. ależ proszę, zawsze do usług. ;) docelowo praktyki-wakacje w Sfax, ale teraz jestem półtora dnia w Tunisie (stolica) i mogę się lenić do woli, czyli wakacje-wakacje samopas. :D

    OdpowiedzUsuń