niedziela, 9 grudnia 2012

sztuczne ognie. wspomnienie z belize.

Ostatnio przemierzając Kraków rowerem poczułam się wysoce nieswojo. Chwilę zajęło mi zidentyfikowanie problemu. No tak pierwszy raz od powrotu z Ameryk słyszałam wystrzał fajerwerków. Co w tym takiego stresującego? Już tłumaczę.



Niewielkie państwo, Belize leżące w Ameryce Środkowej na brzegu Morza Karaibskiego. Caye Caulker, mała wysepka w linii zakrzywionej, w najdłuższym miejscu ma jakieś 3 kilometry. Słonko, piaseczek, drogi najszybszego ruchu są ledwo utwardzane i mocno dziurawe. Dostać się tam najłatwiej taksówką wodną. Niby jest i lotnisko, ale przez cały pobyt nie widziałam ani jednego samolotu. Słowem 7km² raju na jednym z najdalszych krańców świata.

W tym roku jak już można było o tym wcześniej poczytać przez kilka dni miałyśmy "hamak-time" w Belize. Wczesnym popołudniem wybrałyśmy się na spacer. Sielanka jak okiem sięgnąć. Gdzieś tam w tle między ptakami, a szumem fal wdarło się drobne zakłócenie dźwiękowe, które bez większego namysłu sklasyfikowałyśmy jako fajerwerki. To że słońce było wysoko, wysoko na niebie i nie namierzyłyśmy nigdzie żadnych efektów świetlnych zupełnie nam nie przeszkadzało. Nieporuszone pozostałyśmy w zachwycie chwilą.

główna arteria wyspy. serio. tylko żałuję, że nie widać ogromu dziur.

Następnego ranka przyjechali Weronika z Bartkiem i opowiedzieli o jakże skutecznym chwycie reklamowym taksówkarza. Bus z Meksyku do miasta Belize (jak to w Amerykach mają w zwyczaju stolica nazywa się jak państwo, tym razem akurat jest to była stolica) przyjeżdża na tyle wcześnie, że z sporym zapasem czasu można by przejść na nogach z dworca na przystanek taksówki wodnej. Kiedy jakiś tambylec sugerował im podwózkę jego taksówką wątpliwego stanu technicznego powiedzieli, że idą na nogach. Na to usłyszeli 'too much killing, too much shooting'. Po tym zdaniu Weronika nie mała już żadnych wątpliwości, że chce jechać, a nie iść.

Dopiero porządne kilka dni później dowiedziałyśmy się po lekturze prasy lokalnej co tak na prawdę miało miejsce tamtego wydawałoby się spokojnego popołudnia, opisanego dwa akapity wyżej.

wycinek z gazety. nasza strzelanina znalazła kawałek miejsca na stronie drugiej, no bo niby że to coś wyjątkowego czy co? ;) najważniejszy był huragan, który nam jeszcze towarzyszył przez kilka dni.

Przy okazji warto nadmienić, że gazety w tej części świata mają swój unikalny klimat. Sporo artykułów na temat zabójstw i zaginięć. A co lepsze jeśli znajdzie się winny lub podejrzany to jest on podany z imienia, nazwiska i miejsca zamieszkania. Trzeba w końcu wiarygodne dane przedstawiać, nie tam że ochrona danych osobowych. :P Ja mam natomiast swoją teorię na temat tak dokładnego zlokalizowania przestępy: jeśli komuś się umyśli powiedzieć kila ciepłych słów mordercy to nie ma żadnego problemu, podany jest nawet numer mieszkania. :)



Z niepokojem wyglądam sylwestra, chodź mam jednak nadzieję, że odruch ucieczki mi zaniknie. :)

2 komentarze:

  1. Caye Caulker!!!! Nasz raj na Ziemi! Mam nadzieję, że w tym roku też będziemy miały okazję znaleźć naszą oazę w innej części świata!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. już mi źle od siedzenia w miejscu, więc do kwadratu zazdroszczę Ci tego latającego uniwersytetu! i pytanie gdzie w tym roku nas zaniesie. :)

    OdpowiedzUsuń