poniedziałek, 22 lipca 2013

sfax - sousse.


W niedzielę wieczorem był jeden z ważniejszych meczy sezonu zwłaszcza dla mieszkańców Sfax'u. Jakieś półtora godziny wcześniej postanowiliśmy go obejrzeć. Jak można się domyślić było to już grubo za późno na konwencjonalny zakup biletu. Z bliska lub z daleka chcieliśmy zobaczyć widowisko.


Wykorzystując wszystkie możliwe atuty: bycie obcokrajowcem, dziewczyną, mówienie po arabsku, bycie jasnowłosą, sprawność fizyczną, upur i nie odparty urok udało nam się przed końcem pierwszej połowy wejść na trybuny. Każdy dorzucił swoje trzy grosze.

Po wyczekaniu na odpowiedni moment i brak policji przeskoczyliśmy przez mur, to znaczy nasza trójka i kilku Tunezyjczyków. Po chwili zatrzymało nas kilku policjantów, po krótkiej rozmowie pozwolili nam iść dalej. Przy wejściu na stadion dłuższa dyskusja, przeszukali niektórych. Koniec końców wszystkich puścili.


Wygrali nasi 1:0. Niestety jedyny w tym meczu gol padł zanim dotarliśmy na stadion. Tak czy inaczej niesamowita atmosfera, plus to w jaki sposób dostaliśmy się do środka sprawi że mojej perspektywy, było warto. :) Chociaż muszę przyznać nie był to najlepszy technicznie mecz jaki widziałam. ;)


2 komentarze:

  1. eno, to chyba nie było bezpieczne

    OdpowiedzUsuń
  2. melduję, że nadrobiłam już zaległości imponujących przedsięwzięć Najbara (czy Twoje nazwisko pochodzi z języka niemieckiego??) i czekam na więcej, gdyż - jak już wspomniałam - lubię Twego bloga oraz spostrzeżenia Twoje.
    Z pozdrowieniami!

    OdpowiedzUsuń